Oswajanie alpak
Zastanawialiśmy się jak praca wg metody Camelidynamics zadziała ze starszymi alpakami o już wykształconym charakterze, sceptycznymi wobec ludzi. Bo gdy zaczyna się pracę z półrocznymi maluchami to trochę jak modelowanie plasteliny, efekt jest dość przewidywalny - przy właściwym postępowaniu wyrosną na fajne, ufne misie chętne do współpracy, patrz: Czesiek, Boniek i spółka.
No a starszaki? Rosły sobie dotąd we własnym stadnym świecie, spotykały nas głównie w kontekście obrządków, karmienia i zabiegów kosmetycznych, gdy trzeba było schwytać alpakę, by podać jakiś lek czy obciąć pazurki. W sumie nie dziwne, że po kilku takich łapankach przyglądały się nam z dystansu.
Wzięliśmy do kojca naszego magnetycznego przystojniaja Poranka. Ma ponad dwa lata, zniewalająco piękne oczy i w ogóle, łatwo stracić głowę. No ale jest dziki, to znaczy był. Już po kilku dniach pracy widać zmianę. Podczas pierwszej sesji zastygł w bezruchu, za drugim razem też, ale potem, na każdej kolejnej sesji powoli się rozluźniał widząc, że przecież - o dziwo - nikt nie próbuje go złapać. Tylko sobie stoimy blisko siebie i może czuć się bezpieczny.
W tej chwili pozwala na dotyk nawet poza kojcem, spokojnie zakłada kantarek i chodzi z nami na luźnej smyczy, a przede wszystkim inaczej na nas patrzy, cieplej. Nauczył się, że kantarek się zakłada, ale przecież chwilę potem zdejmuje, że wchodzi się do kojca na krótkie zajęcia, a potem się z niego wychodzi i leci na łąkę do chłopaków. Czego się bać. No niczego. Trzeba tylko własnym działaniem przekonać do tego alpakę, bo o tym nie wie.
Teraz próbujemy przekonać Łobuziaka. Jesteśmy na etapie zastygania w bezruchu.
PS. Oswajanie jest ważne. Nie chodzi nawet o mizianie i spacery. Alpaki wymagają regularnych zabiegów. Tak długo, jak boją się bliskiego kontaktu będzie to dla nich (i dla was) wielki stres, więc lepiej wszystkim tego oszczędzić. I jak widać nigdy nie jest za późno. A tu Poranek, pożeracz serc :) #IAmSoDamnBeautiful




